poniedziałek, 14 lipca 2014

Wodny świat


Pewnie nigdy nie zanurkuję. Boję się, że zabraknie mi powietrza w najmniej odpowiednim momencie. Podwodny świat podglądam więc trochę... w akwariach:)


Bajkowo!
Kuszenie losu...

Ach, ten znudzony wyraz twarzy...

Płyniemy w nieznane!


Ryba czy balon zaporowy?

Jak  najbardziej się spłaszczyć...



W stronę światła...



Fantazja na temat ośmiornicy































Mandarynki (Tangerines) - reż. Zaza Urushadze



Kameralny film z przesłaniem



tytuł oryginalny: Mandariinid
reżyseria: Zaza Urushadze
gatunek: dramat, wojenny
produkcja: Gruzja, Estonia
rok produkcji: 2013



Zwiastun (You Tube): Mandarynki - reż. Zaza Urushadze



Jesienią w sadach Abchazji dojrzewają mandarynki. Są dorodne, soczyste i słodkie. Jesienią 1992 roku też dojrzały, nie zważając na toczącą się wojnę. Abchazja walczy o odłączenie się od Gruzji, Gruzja o utrzymanie Abchazji. Estończycy zamieszkujący wioski Abchazji, chociaż neutralni w tym sporze, masowo wybierają powrót do ojczyzny przodków w obawie o własne życie. Ivo - bohater filmu - nie zamierza wyjeżdżać jak inni. Córka i wnuczka są już bezpieczne w Estonii, a jego korzenie, wspomnienia i bliscy zmarli są tutaj - w Abchazji. Z całej wsi zostaje tylko on i Margus. Tak zaczyna się ta historia.

Margus, jak co roku, zamierza zebrać mandarynki, które wyjątkowo pięknie obrodziły. Ivo, jak co roku, zbija dla niego skrzynki na owoce. Ich życie pozornie toczy się więc starym rytmem. Pozornie, bo przecież obaj wiedzą, że w tym roku nie ma kto napełnić skrzynek, które zrobił Ivo. Wojna nie dba przecież o mandarynki. Za to wobec naszych bohaterów ma swoje plany. Zsyła pod dach Ivo gruzińskiego żołnierza i czeczeńskiego najemnika. Obaj są ranni. Obaj zieją do siebie nienawiścią. Obaj zawdzięczają życie gospodarzowi. Jak długo utrzymają zawieszenie broni wymuszone przez Ivo?

Zaza Urushadze unika patosu, drastycznych scen czy nadmiernego dramatyzmu. Prostymi środkami i z nutą inteligentnie użytego humoru pokazuje w swoim filmie jak niszczącą siłą jest nienawiść a jak budującą - tolerancja. Przesłanie filmu zachęca do szukania w sobie nawzajem odruchów człowieczeństwa, bo to one są tym co nas łączy, nawet jeśli wszystko inne nas dzieli.

Film Urushadze to propozycja kameralna, ale zapadająca w pamięć. Ode mnie szczególne plusy za podkrślającą nastrój muzykę, zdjęcia, brak łatwego happy endu i końcową scenę.

Dla wszystkich zmęczonych hollywoodzkimi produkcjami.



>>>Moja subiektywna ocena: 8/10<<<




sobota, 12 lipca 2014

Sąsiad - Lisa Gardner i Kobieta w klatce - Jussi Adler-Olsen



Lisa Gardner - Sąsiad


Tytuł oryginalny: The Neighbor
Tłumaczenie: Monika Wiśniewska
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 456








Lubię dobrze skonstruowaną zagadkę i intrygujących, wiarygodnych psychologicznie bohaterów. Lubię taką odmianę kryminału. I nawet jeśli rozwiązanie zagadki jest rozczarowujące – a często niestety jest – to dobry etap „gonienia króliczka” rekompensuje mi ten „mały" niedostatek.

Lisa Gardner po mistrzowsku włada konstrukcją swojej opowieści. Każdy rozdział odsłania nowe fakty, konfrontuje bohaterów z nowymi sytuacjami i zaskakuje ich reakcjami. Te zabiegi sprawiają, że z ciekawością śledzimy rozwój historii. Na końcu nic nie jest takie, jakim wydaje się na początku. A wszystko to praktycznie bez kropli krwi. Kryminalne zawiązanie akcji i wkroczenie na scenę policji z sierżant D.D. Warren na czele mają tu rolę drugoplanową. Najważniejsza jest zagadka przeszłości każdego z głównych bohaterów, która zdeterminowała późniejsze ich działania i doprowadziła do punktu, w którym ich poznajemy. Ciekawe, dobrze osadzone psychologicznie postaci, przede wszystkim rewelacyjny Jason i równie świetna czteroletnia Ree, to główny atut tej książki.

Czy tym razem rozwiązanie zagadki jest czy nie jest rozczarowujące? Niech każdy sam to osądzi:).  


>>>Moja subiektywna ocena: 7/10<<<


Jussi Adler-Olsen - Kobieta w klatce


Tytuł oryginalny: Kvinden i buret
Tłumaczenie: Joanna Cymbrykiewicz
Wydawnictwo: Słowo/Obraz Terytoria
Liczba stron: 416






Jussi Adler-Olsen stworzył ciekawych bohaterów swojej kryminalnej opowieści i zadbał o atmosferę adekwatną do gatunku. Sprawił, że poczucie klaustrofobii i niepokoju towarzyszy nam do końca lektury. Niestety jednak niezbyt atrakcyjnie przeprowadził samo śledztwo. Brniemy razem z bohaterami przez żmudne ustalenia w sprawie sprzed lat, poprowadzonej w swoim czasie bez należytej uwagi i staranności. Nie ma nowych wątków, mylnych tropów ani ((nie)oczekiwanych) zwrotów akcji, a na dodatek zbyt szybko domyślamy się tożsamości sprawcy. Stąd moje wrażenie "nudnawości". 

Duży plus za postać Assada, kolejne wcielenie klasycznego doktora Watsona. To oryginalny i intrygujacy bohater z dużym potencjałem. Mam nadzieję, że Autor w większym stopniu wykorzystuje go w kolejnych tomach z cyklu "Departament Q".



>>>Moja subiektywna ocena: 6/10<<<

czwartek, 10 lipca 2014

Hańba - J.M. Coetzee

"Hańba" to ciekawe spotkanie z J.M. Coetzee. Mam zamiar kontynuować tę znajomość...



Tytuł oryginalnyDisgrace
TłumaczenieMichał Kłobukowski
Wydawnictwo: Wydawnictwo Znak
Liczba stron: 268






David Lurie, bohater „Hańby” to postać, z którą w żaden sposób nie potrafię się utożsamić. A jednak talent J.M. Coetzee sprawił, że inteligencja Davida i celność jego spostrzeżeń (chociaż nie interpretacja) wciągnęły mnie w historię osadzoną w świecie postapartheidowej rzeczywistości.  Historię, która dzięki oryginalnej narracji nabiera, obok lokalnego i literalnego, również uniwersalnego i metaforycznego charakteru. J.M. Coetzee nie klasyfikuje, nie usprawiedliwia, nie ocenia, nie oskarża i nie rozgrzesza. I dlatego intryguje, irytuje, prowokuje i zmusza do wydania indywidualnych sądów.

Na początku Autor skupia naszą uwagę na Davidzie - 52-letnim profesorze literatury angielskiej, zobojętniałym i samolubnym cyniku. Na tym jak popada on w smugę cienia i w odruchu buntu wobec mijającego czasu nawiązuje romans ze studentką lekceważąc normy etyczne i moralne. Kiedy zostaje oskarżony o molestowanie nie broni się, ale nie okazuje też cienia skruchy wobec dziewczyny, jej rodziców czy kolegów z uczelni. Po rezygnacji z pracy, otoczony niesławą Satyra szuka schronienia na farmie swojej córki Lucy. W tym miejscu opowieść przestaje skupiać się na Davidzie i zmienia się w opowieść o świecie, w którym żyje Lucy, a którego David nie rozumie, nie lubi i nie szanuje. Świecie skomplikowanym, bezwzględnym, naznaczonym piętnem polityki apartheidu. RPA w pigułce. David kontestuje świat wybrany przez córkę, tak różny od jego własnego, ale wraz z rozwojem wydarzeń staje się jego uczestnikiem, z początku wbrew sobie, ale ostatecznie z wyboru. Tragiczne wydarzenia, ale przede wszystkim postawa Lucy wobec nich (złożona i kontrowersyjna przez co niezwykle ciekawa) skłaniają Davida do przewartościowania dotychczasowego życia.

David i Lucy spadli na dno piekła. Tak jak Republika Południowej Afryki i jej mieszkańcy - ludzie i zwierzęta wszystkich ras. Zepchnęła ich tam przemoc będąca pokłosiem polityki segregacji.

Czy kraj i jego mieszkańcy wraz z Davidem i Lucy zdołają się podnieść? Czy zdołają kiedykolwiek zmyć ciążące na nich piętno, tytułową hańbę?

>>>Moja subiektywna ocena: 8/10<<<



Fuerteventura - Wyspa wiatrów

Fuerteventura - wyspa wiatrów. W moim prywatnym rankingu kierunków wakacyjnych ewidentnie plasuje się w czołówce. 

Nie będę rozpisywać się o klimacie, przyrodzie czy atrakcjach. Przedstawiam mój subiektywny obraz Fuerteventury. 


Plaże (obok wiatru) to wizytówka tej wyspy i moje podstawowe skojarzenie...



Pastelowa

...powulkaniczna...
...słoneczna...


... i "wodna" czyli oddająca pole przypływowi.



Oto przykład talentu natury: wzory malowane pędzlem wiatru z palety zawierającej piasek Sahary, pył wulkaniczny i szczątki oceanicznego życia ...





Tak to wygląda w naturalnych kolorach...
... a to moja fantazja na ten temat.






Jest też coś dla spragnionych górzystych krajobrazów...


Widok z plaży
Wbrew pozorom nie tak łatwo tam się dostać!

Do tej pory nie sprawdziałam jak te ptaki się nazywają...


...zwierząt...


Tata poszedł szukać cienia...
Ach, ten uśmiech...

Tańcząc na rozbitym szkle - Ka Hancock

Propozycja terapeutyczna. Dla tych, którzy łakną wzruszeń. Nic dodać, nic ująć...


Tytuł oryginalny: Dancing on Broken Glass
Tłumaczenie: Magdalena Filipczuk, Michał Filipczuk
Wydawnictwo: Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Liczba stron: 608





Kochajcie! Życie niesie ze sobą wiele frustracji, trudnych, często wręcz tragicznych chwil, ale jeśli będziecie kochać i będziecie kochani, poradzicie sobie w każdej sytuacji.

Takie przesłanie płynie z kartek książki Ka Hancock. Owszem, prawda trywialna, ale tak często o tej prawdzie zapominamy, że dobrze gdy ktoś nam o niej od czasu do czasu przypomni. Szczególnie jeśli jest to ktoś kto lubi ludzi i optymistycznie patrzy na świat. Ka Hancock do tej grupy właśnie należy.


Z racji wykonywanego zawodu Autorka musiała być świadkiem wielu trudnych, smutnych i tragicznych chwil w życiu swoich pacjentów. Widziała zapewne jak wielu z nich pomogła lub wręcz ocaliła siła miłości bliskich im osób, a jak wielu poddało się pozbawionych tego wsparcia. Napisała więc historię, która skupia się na budującej sile miłości. Miłości ofiarowanej i odwzajemnianej, mądrej, cierpliwej i wyrozumiałej. Łączącej ludzi ponad wiek, płeć, pokrewieństwo, problemy, choroby, a nawet śmierć. Uproszczeń w opowiadaniu jest mnóstwo i gdyby nie wysokie oceny czytelniczek, nie szukałabym tej książki w bibliotece na podstawie noty wydawcy. Przyznaję też, że na początku miałam ochotę odłożyć lekturę. Należę jednak do osób, które łatwo wzruszyć i tak od pierwszego wzruszenia poprzez kolejne, a tych u Ka Hancock jest naprawdę dużo, dobrnęłam do ostatniej strony. I to jest chyba klucz do zrozumienia wysokich ocen. Historia obfitująca w tragiczne wydarzenia, ale otulona ciepłym szalem empatii i optymizmu Autorki kochającej świat i ludzi dostarcza wzruszeń o niemal terapeutycznie oczyszczającej sile. 


>>>Moja subiektywna ocena: 5/10<<<

Cień - Cody McFadyen


Coś dla wielbicieli thrillerów gotowych na naprawdę ekstremalne doznania. Cody McFadyen to amerykański pisarz popularny w Niemczech, autor serii książek z agentką Smoky Barrett w roli głównej. "Cień" to pierwszy tom z cyklu. Pozostałe to "Maska śmierci", "Dewiant" i nie przetłumaczony jeszcze "Abandoned"

Ostrzegam, że świat wykreowany przez McFadyena'a jest ekstremalnie psychopatyczny. Tylko dla czytelników o bardzo mocnych nerwach.


Tytuł oryginalny: Shadow Man
Tłumaczenie: Krzysztof Bereza
Wydawnictwo: Wydawnictwo AMBER
Liczba stron: 352






Smoky Barrett jest bohaterką stworzoną po mistrzowsku.

Idealnie skrojoną pod gatunek i pomysł. Perfekcyjna agentka, co prawda mikrego wzrostu, ale o stalowym charakterze, obdarzona darem wnikliwej analizy ludzkich emocji, zanurzona po czubek głowy w chorym, ekstremalnie zdeprawowanym świecie, ale jednocześnie niezwykle empatyczna. Poznajemy ją gdy podnosi się po osobistej tragedii, która przyprawiłaby o chorobę psychiczną bez rokowań każdego znanego mi bohatera kryminału czy thrillera. Ale Smoky się podnosi. I to w stylu super kobiety. Dostaje  wyzwanie od kolejnego syna piekieł i staje do walki, niemal błyskawicznie rozprawiając się ze wszystkimi swoimi traumami. Smoky jest łowcą, który karmi się pościgiem. Im groźniejszą bestię ściga, tym większy sens ma jej życie. Ile w tym prawdy psychologicznej? Nieważne. Zapewniam, że nie ma to znaczenia podczas lektury.

Smoky Barrett jest bohaterką, która przerosła talent swojego (s)twórcy.   

McFadyen stworzył fascynującą bohaterkę. Stworzył też sugestywny obraz chorego świata seryjnych morderców z ich największymi wynaturzeniami (nie każdy da radę zanurzyć się w nim razem z bohaterką). Niestety jednak na tym koniec talentu kreacyjnego Autora, który zaledwie poprawnie radzi sobie z regułami gatunku. Zbyt wiele przypadkowych zdarzeń, za dużo uproszczeń a nawet nielogiczności, a na koniec super inteligentny i super ostrożny morderca właściwie sam naprowadza grupę śledczą na trop, który prowadzi do odkrycia jego tożsamości. Sposób poprowadzenia fabuły nie pozwala więc zabłysnąć gwieździe agentki Barrett i zamiast być motorem zdarzeń staje się ona zaledwie ich komentatorem.

Smoky Barrett jest bohaterką, która zasługuje na więcej.





>>>Moja subiektywna ocena: 6/10<<<

Bolesław Leśmian - Klechdy sezamowe


Do pobrania na: http://wolnelektury.pl









"Klechdy sezamowe" to książka z lat dzieciństwa, która rozbudziła potrzebę poznawania kolejnych historii. Przypadkiem trafiła ostatnio w moje ręce. Sentyment i dobre wspomnienia kazały mi otworzyć ją po latach i przypomnieć sobie przynajmniej jedną baśń…

Przeczytałam wszystkie. Przeżyłam trwogę Rybaka, którego chciał uśmiercić uwolniony ze szkatuły Geniusz i zasłuchałam się w tragiczną opowieść Króla Wysp Hebanowych pół-człowieka, pół-głaz. Z Aladynem-nicponiem zwiedziłam rajskie ogrody pełne blasku szlachetnych kamieni w poszukiwaniu lampy cudownej.  Oczami skromnego Ali Baby zobaczyłam skarb Sezamu, z lekkomyślnym Firuz-Szachem przeskakiwałam różowe obłoki na Rumaku Zaklętym, a kapryśnej Parysadzie kibicowałam, aby jej wyprawa zakończyła się uwolnieniem braci zmienionych w kamień.

Unikalny styl, barwny  język, inteligentny humor i genialna wręcz umiejętność kreacji świata fantazji Bolesława Leśmiana sprawiły, że lektura podziałała ponownie po latach. Doceniam kunszt Autora, który w oszczędnej konwencji, bogatym językiem namalował różnorodny i kolorowy świat pełen skrajnych emocji i pasji, zaludniony przez bohaterów z ich marzeniami oraz licznymi przymiotami i równie licznymi skazami. Nie ma tu prostych morałów, ale jest sześć wspaniałych opowieści, które stanowią podstawę do dyskusji o wszystkich aspektach ludzkiego życia. Również tych najtrudniejszych.

Mam nadzieję, że ta stulenia już książka długo jeszcze będzie rozbudzała dziecięcą wyobraźnię.


                                                         >>>Moja subiektywna ocena: 8/10<<< 


środa, 9 lipca 2014

Joanna Bator - Ciemno, prawie noc

Przyznam, że rzadko sięgam po książki współczesnych polskich pisarzy. Może za rzadko. Twórczość Joanny Bator jest dla mnie miłym odkryciem. Znam już oryginalną "Piaskową górę", w kolejce czeka "Chmurdalia", a "Ciemno, prawie noc" dostałam na krótko, bo kolejka chętnych do przeczytania długa...


Wydawnictwo: W.A.B
Liczba stron: 528









Cenię obiektyw kamery odgradzający mnie od świata dzikich zwierząt w filmach przyrodniczych. W przypadku Joanny Bator i jej ostatniej książki doceniam barierę fikcji literackiej. Świat dzikich zwierząt i świat wykreowany przez Joannę Bator nie są moimi światami. Napawają mnie strachem, chociaż przyglądam się im z dozą ciekawości, a nawet pewnej fascynacji. 

Czas poświęcony na lekturę „Ciemno, prawie noc” uważam za dobrą czytelniczą inwestycję. Fascynujący i plastyczny język, ciekawy styl, dar wnikliwej obserwacji czy umiejętność stworzenia baśniowych, onirycznych klimatów to tylko niektóre i niekwestionowane atuty tej książki. Słowna i stylistyczna uczta. Podziwiam, doceniam i cieszę się, że mamy takich Autorów jak Joanna Bator.

A jednak ta uczta nie wprowadza mnie w stan błogiego nasycenia. Wręcz przeciwnie. W trakcie lektury miałam poczucie zachwiania proporcji i utraty tak pożądanej równowagi. Wydarzenia i bohaterowie składają się na opowieść, która jest mocno oznajmująca mimo, że napisana w baśniowej konwencji. I budzi we mnie sprzeciw, bo różnimy się diametralnie z Autorką w tym jak postrzegamy naszą polską rzeczywistość oraz świat w ogóle. Nie zgadzam się z mocno pesymistyczną wersją jaką przedstawia Joanna Bator. Być może dlatego, że polskość została tu opisana jedynie poprzez stereotypy. Owszem, oryginalnie podane stylistycznie i językowo i (niestety) obecne, ale jednak stereotypy. Obca jest mi też wizja świata gdzie zło przekazywane pokoleniom w genach i przez meandry historii panuje niemal niepodzielnie, a dobro ma etymologię i postać mętną, pokrętną, często smętną i oj, trzeba się natrudzić, żeby je wyłuskać z odmętów cierpienia, smutku, niedowartościowania i rezygnacji.

Nie mam tak mrocznej duszy jak Joanna Bator. 


>>>Moja subiektywna ocena: 7/10<<<



Khaled Hosseini - I góry odpowiedziały echem

"I góry odpowiedziały echem" to trzecia książka w dorobku Khaleda Hosseini - amerykańskiego pisarza afgańskiego pochodzenia. Dwie poprzednie to "Chłopiec z latawcem" i "Tysiąc wspaniałych słońc"


Tytuł oryginalny: And The Mountains Echoed
Tłumaczenie: Magdalena Słysz
Wydawnictwo: Wydawnictwo Albatros
Liczba stron: 448





Mocna, poruszająca i wiarygodna historia opowiedziana z wyczuciem i znajomością realiów jest pierwotną siłą przyciągającą czytelników jak magnes.

Khaled Hosseini dobrze o tym wie i ma talent, który pozwala mu to wykorzystać. Chociaż wyjechał z Kabulu jako dziecko i całą młodość spędził na Zachodzie,  wydaje się, że sercem pozostał w ojczyźnie. Nostalgia, tęsknota, wyrzuty sumienia? Cokolwiek skłoniło go do napisania ‘Chłopca z latawcem’,  książki w pewien sposób terapeutycznej, zaowocowało narodzinami zdolnego i wrażliwego pisarza, który potrafi opowiedzieć nam o egzotycznym kraju i jego mieszkańcach w sposób uniwersalny. To dobrze, bo dzięki niemu Afganistan nie kojarzy nam się już tylko z wiadomościami o wojnie i talibach, ale z ludźmi. Dzięki Khaledowi Hosseini dostaliśmy plastyczny obraz ich tradycji, marzeń i radości, ale również problemów, niesprawiedliwości i tragedii jakich doświadczają.

Dwie poprzednie książki przeczytałam jakiś czas temu i obie zrobiły na mnie duże wrażenie, chociaż czas oczywiście zatarł nieco intensywność odczucia. Sięgając po „I góry odpowiedziały echem” spodziewałam się więc silnych wzruszeń i nie zawiodłam się. Tym razem opowieść Khaleda Hosseini jest mozaiką opowiadań. Mozaiką, która z jednej strony stanowi mieniącą się całość, ale której każda część ma własny blask. Indywidualne historie, luźno ze sobą powiązane, składają się na próbę opisania jak złożone są motywy ludzkich zachowań, reakcji i wyborów. Ukazują blaski i cienie ludzkiej natury skłonnej zarówno do przyjaźni jak i wrogości, poświęcenia i egoizmu, zaangażowania i obojętności. 

Zdaję sobie sprawę, że wiele osób, które polubiły Autora za dotychczasowy sposób opowiadania może poczuć się nieco zawiedzionych. Ja, wręcz przeciwnie.

Mam nadzieję, że następną opowieść dostaniemy wcześniej niż za sześć lat, ale nawet jeśli, to warto poczekać.


>>>Moja subiektywna ocena: 8/10<<<

wtorek, 8 lipca 2014

Cormac McCarthy - Droga

Książka, która dała mi dużo do myślenia. Jej sugestywnie wykreowany świat zapadł mi bardzo mocno w pamięci...



Tytuł oryginału: The Road
Tłumaczenie: Robert Sudół
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 268







Spotkanie z tą książką jest jak zanurzenie się w ciemnej, mętnej i martwej wodzie. Po jej odłożeniu z ulgą wynurzamy się na powierzchnię, żeby zaczerpnąć powietrza w świecie pełnym zdobyczy cywilizacji. McCarthy z wielkim talentem pokazuje prawdę, z którą na co dzień rzadko i w niewielkim stopniu się konfrontujemy. Świat jaki znamy jest zjawiskiem niezwykle kruchym i niewiele trzeba, żeby go zniszczyć. I co nam wtedy zostanie?

Mężczyzna i chłopiec, bohaterowie „Drogi”, brną przez zniszczony, ciemny, martwy i nieprzyjazny świat. Tą drogą, metaforą życia, skłaniają nas do głębokich refleksji na temat jego sensu i wartości. Mężczyzna stara się chronić swojego syna za wszelka cenę i wszystkimi sposobami przed zagrożeniami jakie niesie ze sobą nowa rzeczywistość. Jednocześnie chce przekazać mu wartości ważne w (dawnym) życiu. Trudna to nauka i rola, bo świat wokół naszych bohaterów jest wrogi, niebezpieczny i pozbawiony reguł. I tylko taki świat zna chłopiec. Jak przygotować go na dalszą, samodzielną drogę? Jak ocalić dobro, mimo wszelkich przeciwności wciąż tkwiące w mężczyźnie i kiełkujące w chłopcu? Tylko podobnie myślący i czujący ludzie mogą to ziarno ocalić…

Zbyt często w ciągu naszego życia definiujemy siebie i innych poprzez materialne zdobycze cywilizacji. Zbyt rzadko zastanawiamy się nad istotą i wartością człowieczeństwa...


>>>Moja subiektywna ocena: 8/10<<<

Paullina Simons - Jeździec miedziany

I jeszcze jedna oferta na wakacje. Tym razem płomienny romans z wojną w tle. Jeśli przypadnie Wam do gustu możecie sięgnąć po następne tomy cyklu: "Tatiana i Aleksander" oraz "Ogród letni". A dla wytrwałych - "Dzieci wolności" - książka, która przedstawia losy rodziców tytułowego Aleksandra.




Tytuł oryginalny: The Bronze Horseman
Tłumaczenie: Jan Kraśko
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 720










Rozumiem czytelników, którym „Jeździec miedziany” się podoba jak i tych, którzy w nim nie zagustowali. Pierwsi akceptują umowność gatunku, drugich ta umowność drażni. Zaznaczmy, że trzeba przeczytać ponad 700 stron, żeby się o tym przekonać.

Przyznaję, dałam się wciągnąć w historię miłości Tatiany i Aleksandra, mimo oczywistych słabości, wad i braków tej powieści. Odczytałam ją jako bajkę dla dużych dzieci. A bajki, jak wiadomo, rządzą się swoimi regułami.

Aleksander, dwudziestodwuletni żołnierz Armii Czerwonej to archetyp męskości i ucieleśnienie cnót wszelakich, marzeń i wyobrażeń płci pięknej. Przystojny, silny, przenikliwy, doświadczony i dojrzały, mimo swojego młodego wieku. Naturę ma gwałtowną, a duszę romantyczną - można by powiedzieć Słowianin, mimo, że z urodzenia jest Amerykaninem. Tatiana, niewinna, trzpiotliwa, nieco bezbronna, ale temperamentna siedemnastolatka, w której zakochuje się (z wzajemnością) nasz bohater świetnie służy wyeksponowaniu doskonałości charakteru Aleksandra. Perypetie tych dwojga w czasach wojny i oblężenia Leningradu, czasach testowania ludzkiej natury, mimo, że często naciągane, świetnie nakręcają, podsycają i urozmaicają relacje między bohaterami. Jakość opowieści obniża się znacząco kiedy nasza para zostaje rzucona w sielski krajobraz rosyjskiej wsi, gdzie na łonie natury daje upust swojemu długo tłumionemu pożądaniu. Dialogi w tej części przyprawiają o zgrzytanie zębów (nie bez powodu filmy erotyczne ich unikają:)). Do tej pory jednak większość z nas jest już tak zżyta z bohaterami, że brniemy do końca, śledząc kolejne przeciwności losu, które stają na drodze ich szczęściu.


Paullina Simons nie napisała (wbrew nocie wydawcy) wielkiej epickiej powieści, nawet jeśli miała takie ambicje. Nie skupiła się na detalach historycznych, psychologii postaci ani na logice i prawdopodobieństwie zdarzeń, działań i reakcji bohaterów. Postawiła na komplikacje miłosnej historii i obfitość wydarzeń, które nie pozwalają nudzić się czytelnikowi. Napisała całkiem zgrabny romans akcji z historycznym tłem. Pełną pasji, emocji i akcji bajkę dla dorosłych. Dodatkowo uznała, że pisząc dla współczesnego czytelnika dobrze przyprawić tę bajkę szczyptą nowoczesności i erotyki. I wygląda na to, że znalazła przepis na bestseller.


>>>Moja subiektywna ocena: 5/10<<<

Jo Nesbø - Policja

Podczas wakacji szczególnie często szukamy lektur, które pozwolą nam się odprężyć. Kryminały świetnie się do tego nadają, a kryminały niezwykle utalentowanego Jo Nesbø są po prostu strzałem w dziesiątkę. "Policja" to dziesiąty (dla mnie niespodziewany) tom cyklu z charyzmatycznym Harrym Hole. 



Tytuł oryginalny: Politi
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 472






Jo Nesbø obwieścił światu, że jego związek z Harrym Hole przeżywa kryzys. Trudno się temu dziwić, przecież wszystko ma swój koniec. Harry Hole miał zginąć w „Upiorach”. Zanim jeszcze sięgnęłam po zapowiadający się jako ostatni tom cyklu, ze zdziwieniem odkryłam, że pojawił się następny. Dlaczego? Z szacunku dla uczuć czytelników? W końcu ten związek to trójkąt… Z wyrachowania? A może jako wynik skutecznej perswazji wydawnictwa? Wiem jedno: jeśli od ostatecznego rozstania dzielą nas takie książki jak „Policja” to nie mam nic przeciwko długiemu pożegnaniu. Jo Nesbø prezentuje bowiem świetną pisarską formę.

Autor stawia akcent w „Policji” na tytułowe środowisko. Ofiarami serii morderstw padają policjanci a liczne tropy wskazują na to, że sprawcą może być ktoś z własnych szeregów. To stwarza ciekawy klimat powieści i pole do popisu nie tylko na kryminalnym, ale również społeczno-obyczajowym gruncie. Jo Nesbø umiejętnie wzbogaca fabułę o ukazanie mechanizmów rządzących lokalną polityką i samą instytucją policji. Mogłoby się wydawać, że to ryzykowny zabieg w tym gatunku, ale Jo Nesbø ma świetne wyczucie proporcji, filmowe zacięcie i umiejętność sprawnego i plastycznego przeplatania wątków. A wszystko jest wiarygodne psychologicznie. Autor bawi się z czytelnikiem jak kot z myszą. Intryguje, podsuwa nowe tropy, podpuszcza, aby już za chwilę dać nam prztyczka w nos. Wrong way! Nie tędy droga! I tak do ostatniej strony. 

Owszem, wraca też Harry, który umknął śmierci w ostatniej chwili i sobie tylko znanym sposobem. Z jedną widoczną blizną więcej, kilkoma dodatkowymi grzechami na sumieniu i mocno przytępionym grzeszno-demoniczno-autodestrukcyjnym rysem, który tak nas do tej pory w nim pociągał. Wygląda na to, że Jo Nesbø postanowił postać Harrego „wygasić". Sprawić, aby w każdej kolejnej książce, jeśli takie powstaną, znaczył dla nas coraz mniej, ale żebyśmy równocześnie nadal czuli satysfakcję z lektury. Pokrętny pomysł na rozstanie, który jednak tym razem doskonale się sprawdził.



>>>Moja subiektywna ocena: 8/10<<<

Zaczynamy...

Satysfakcja z przeczytania dobrej ksiązki... bezcenne!

Witam wszystkich, którzy tu trafili! Witam każdego z osobna!

Czytam sporo, dużo - zależy od definicji i punktu odniesienia. Na pewno powyżej średniej krajowej. Nie wyobrażam sobie życia bez książek, muzyki i filmów. Celowo nie napisałam "dobrych", ponieważ, jak to w życiu bywa, trafiają mi się również te gorsze. Już jakiś czas temu dotarło do mnie, że każdy inaczej definiuje co jest dla niego "dobre" - "złe" a sama definicja jest wypadkową indywidualnych cech charakteru i doświadczeń odbiorcy.
Sięgam po książki z różnych półek, ponieważ cieszy mnie poznawanie. To oczywiście nie znaczy, że każda propozycja musi mi się podobać. Prawo do oceny to mój czytelniczy przywilej w zamian za czas zainwestowany w lekturę. Niezależnie od oceny szanuję każdego Autora i jestem wdzięczna za możliwość zderzenia doświadczeń i wrażliwości.

Unikam czytania recenzji. Są dla mnie za mało osobiste. Szukam emocji i odczuć, a nie wnikliwej analizy. Dlatego chętnie sprawdzam opinie innych czytelników w wybranych miejscach. Indywidualne, emocjonalne, subiektywne i - na swój sposób - prawdziwe. Średnia wyciągnięta według moich własnych kryteriów daje mi lepszą rekomendację niż większość recenzji.

Chcę się z Wami podzielić moimi opiniami. To takie moje małe oczko w łańcuszku "podaj dalej". Chciałabym, aby te notatki pisane 'pro memoria' posłużyły komuś za wskazówkę przy wyborze książki. Wiele moich czytelniczych wyborów zostało przecież zainspirowanych podobnie.

Mam nadzieję na poznanie osób o podobnych zainteresowaniach i wymianę opiniiBędzie mi miło jeśli ktoś zechce podzielić się ze mną komentarzem, opinią, sugestiami czy rekomendacjami. 


Życzę samych dobrych wyborów! 

Pozdrawiam bardzo serdzecznie.



Karina

8 lipca 2014